Patronką, istniejącej od niespełna 60 lat, parafii w Bugisi,
w której posługuję jako misjonarka świecka SMA (Stowarzyszenie Misji
Afrykańskich), jest Maria Mama wa Mungu (Maryja Matka Boga). W tym, bardzo
młodym jeszcze, kościele tradycja Bożonarodzeniowa nie miała wielu
spadkobierców, toteż jest wciąż słabo zakorzeniona i dopiero się kształtuje.
Parafianami są głównie ludzie z plemienia Sukuma. Jednakże zanim opowiem o
Uroczystości Narodzenia Pańskiego, warto wspomnieć o okolicznościach ją poprzedzających.
W ostatnich dniach tereny misyjnej sawanny zaczynają
pokrywać świeże, zielone źdźbła trawy, pola ryżowe napełniają się wodą,
spierzchnięta gleba dopiero co została spulchniona motyką. Rozpoczęła się pora
deszczowa! Ludzie wychwalą Boga za Jego błogosławieństwo. Po wymagającym
okresie suszy: braku wody i z resztkami zbiorów w spiżarniach, wszystko zaczyna
się rodzić na nowo. Ale wciąż jest to bardzo trudny czas dla Sukumów. Od
wczesnych porannych godzin ciężko pracują w polu. Niemniej jednak czytania w
kościele i daty w kalendarzu przypominają im, że zbliża się Boże Narodzenie.
Podczas przygotowań studiują w gronie rodziny i przyjaciół historię narodzin
Jezusa, a w ostatnim tygodniu Adwentu codziennie mają możliwość spotkania z Nim
podczas adoracji Najświętszego Sakramentu oraz Spowiedzi Świętej. Uczniowie w
szkołach organizują składki, by móc zakupić książki, mogące przybliżyć im Osobę
Jezusa i kontekst Jego przyjścia na świat oraz Jego życie.
Domy przyozdabiane są kolorowymi materiałami i sztucznymi
kwiatami. W szkołach katolickich
dekorowane są drzewka, a w Kościele powstaje szopka Bożonarodzeniowa z gwiazdą
betlejemską. Każdy bowiem chce podkreślić wyjątkowość tego czasu.
Gospodynie domowe starają się zdobyć olej i cukier oraz
skrzętnie przechowują je w ukryciu do czasu rozpoczęcia Świąt, aby móc
obdarować swoich najbliższych uroczystymi wiktuałami. W tym czasie bowiem,
ludzie żyją nędznie i muszą się bardzo natrudzić, aby znaleźć świąteczny
zastrzyk gotówki.
Chóry ćwiczą pieśni, które potem pięknie rozbrzmiewają w
Wigilię Narodzenia Pana. Wierni odziani w odświętne stroje, kobiety z
finezyjnie zaplecionymi warkoczami w wielobarwnych sukniach pokonują wiele
kilometrów by dotrzeć na Pasterkę, która rozpoczyna się o godzinie 21:00. W
trakcie Eucharystii najmłodsi odgrywają jasełka. Tło towarzyszące Narodzinom
Jezusa sprawia, że do Kościoła przybywają również innowiercy niczym na
przyciągające widowisko.
Zarówno w Kościele jak również w niektórych stacjach
dojazdowych, miejsca modlitwy przyozdabiają szopki, do których 25-go grudnia
przybywają ludzie, którzy klękając oddają cześć Dzieciątku Jezus oraz
zostawiają dla Niego ofiarę. W tym dniu całe rodziny zasiadają do wspólnego
„stołu”, przeważnie domy pozbawione są tego mebla, w związku z powyższym uczta
odbywa się na wylanej cementem posadzce. Jest to szczególny dzień, bowiem
codzienne menu wzbogacone jest o specjalne potrawy, np. ciapati (placki z mąki
i wody), mandazi (pączki), mięso, kapusta, pilau (ryż z warzywami i
przyprawami), smażone oraz świeże banany, jajka czy ziemniaki. Jest to jedyny
taki wystawny posiłek, bowiem w dniu poprzedzającym nie ma wieczerzy
wigilijnej. Ten dzień rozpoczyna się Eucharystią a kończy „wyjściem”.
Tanzańczycy opuszczają swoje domy, odwiedzają siebie nawzajem, bywają w barach
i restauracjach, na ulicach miast, gdzie: tańczą, radują się, spotykają się z
przyjaciółmi i rodziną, przywdziewają szykowne stroje i... robią pamiątkowe
zdjęcia, bowiem niewielu z nich posiada smartphony albo aparat fotograficzny.
Ten dzień jest również znany z aktywności o nazwie „boxing day” i wiąże się z
rozdawaniem prezentów zapakowanych w pudełka.
Pakunki otwierane są dopiero następnego dnia, czyli 26-go
grudnia. Można w nich znaleźć przeważnie: dewocjonalia, kartki świąteczne,
ubrania, buty.
Dla mnie jest to również szczególny czas. Jestem wdzięczna,
że mogę poznawać inną kulturę w pryzmacie Świąt Bożego Narodzenia a
jednocześnie doceniam bogactwo naszej Polskiej tradycji, staram się ją lepiej
zrozumieć i powielać, w miarę możliwości, na afrykańskiej ziemi. Wprawdzie stół
wigilijny nie ugina się od ciężaru 12 potraw, ale są na nim pierogi z kapustą
oraz suszonymi grzybami, które wysłała mi moja mama, a pomieszczenie wypełnione
jest zapachem kompotu z suszu. Te momenty są dla mnie bardzo refleksyjne i
rozczulające, przenoszą mnie myślami do mojego rodzinnego domu. Tęsknię za
serdecznym uściskiem mojego taty, słowami zachwytu mojej mamy i łzami
wzruszenia siostry podczas dzielenia się opłatkiem, wspólnego kolędowania
(czasem fałszowania) - ale wszystko pochodzi z głębi serca, karpia,
wybrzmiewającej w ścianach świątyni pieśni „Bóg się rodzi”, kolędników i
śniegu. Ale o nim przestałam już marzyć wiele lat temu.
Przebywając poza domem, daleko od bliskich, patrząc z
dystansem na ten okres w roku, widzę, rozumiem i doceniam więcej. A najbardziej
cieszę się z daru rodziny, którą inspiruje życie Świętej Rodziny.
W te nadchodzące Święta pragnę życzyć każdemu, aby nie był w
tym czasie sam. Pragnę, aby Nowonarodzony przychodził do domów ludzi z miłością
pokojem, jednością i wdzięcznością.
Paulina
Komentarze
Prześlij komentarz