Przejdź do głównej zawartości

Praca, która uszczęśliwia...

Pięciodniowe seminarium w Bugisi zapoczątkowało bardzo intensywny ale jednocześnie piękny i dający ogromną satysfakcję czas. Ożywiło ono również proces jeszcze większego uczenia się zaufania Bogu poprzez zdarzenia nie do przewidzenia oraz pojawiające się trudności. Jednocześnie dzięki tym przeżyciom mogłam doświadczyć ogromnej wolności poprzez zgodę na to co się działo. Ale to było możliwe tylko dzięki wierze, że każda ta chwila jest pobłogosławiona przez Boga.

Mimo że od początku seminarium zostało zaplanowane dla 20 dziewczyn z okolicznych wiosek, do ostatniej chwili nie wiedziałam, ilu uczestniczek mogę się spodziewać. Drogą informowania o takich inicjatywach jest przekazywanie listów do katechetów lub leaderów wiosek. Oczywiście każdy z nich bywa bardzo zajęty, miałam więc nadzieję, że mimo tego, uda im się zebrać odpowiednią liczbę zainteresowanych. Niestety do końca nie znałam liczby osób. A to dostarczało przeszkód związanych z przygotowaniem miejsc noclegowych, posiłków, potrzebnych materiałów. Założyłam więc maksymalną ilość. Jeszcze w dniu rozpoczęcia seminarium spodziewałam się tylko 8 – 13 dziewczyn, bo o tylu zostałam powiadomiona.

Pierwszymi przybyłymi osobami były facylitatorki. Zdawałam sobie sprawę, że w tej kulturze ludzi trzeba mocno przyciskać, aby w coś się zaangażowali, tak jakby w zachowaniu silnie identyfikowali się z nazwą swojego plemienia – Sukuma, co oznacza pchać. A ponieważ moja śmiałość w posługiwaniu się suahili nie jest jeszcze mocno rozwinięta, najzwyczajniej nie wiedziałam czego się spodziewać. Ostatecznie lista w pełni zapełniła się nowymi dla mnie imionami i nazwiskami.

Niektóre z nich bardzo mnie zaskoczyły, np. jedna z dziewczyn nazywa się Mwanne, co oznacza Numer Cztery. Często nadawanie imion uzależnione jest od okoliczności narodzin dziecka. I na przykład gdy na świat przychodzą bliźniaki, pierwsze dziecko zawsze nazywa się Kulwa albo gdy podczas porodu pojawią się komplikacje dziecko może nazywać się Shida, co oznacza Problem, imiona pochodzą też od dnia tygodnia, w którym dziecko przyszło na świat ale jest też dużo imion, które spotkamy w kulturze europejskiej – z tą różnicą, że zapis może być zupełnie inny, jedno imię - Coleta (tej samej osoby) zostało zapisane na wiele sposobów: Coreth, Coreta, Collether, Koleta, Coletha. Często jest to po prostu zapis fonetyczny. Tanzańczycy również w mowie i piśmie nagminnie zamiast litery L stosują R, np. zamiast słowa solar pojawia się sorar, co nierzadko prowadzi do zagwozdek w klarownej komunikacji.

Większość dziewczyn, które przybyły na seminarium ukończyły tylko szkołę podstawową – 7 klas, wiele z nich nawet nie nauczyło się w tym okresie pisać. Przybyły również takie, które nie ukończyły żadnej szkoły, dziewczęta, które przerwały edukację w połowie szkoły średniej oraz te, którym udało się ją ukończyć.

Wspólnym mianownikiem dla nich jest to, że żadna z nich już nie będzie kontynuowała nauki. Dla niektórych droga jest zamknięta ze względu na fakt, że zostały młodymi matkami, co automatycznie zgodnie z regulacjami prawnymi zabrania im tego, inne prozaicznie nie mają pieniędzy na edukację albo po prostu ich rodzice zadecydowali o ich przyszłości, oczekując że będą pracować: w domu, uprawiać ziemię.

Poznając dziewczyny trochę bliżej mogę stwierdzić, że jestem z nich naprawdę dumna. Pomimo trudnych sytuacji, w których się znajdują, przybyły, zaangażowały się, chętnie współpracowały i nadal chcą kontynuować naukę, dzieląc się tym czego mogły doświadczyć z dziewczynami z wiosek, z których pochodzą. Program edukacyjny, z którym rozpoczęłam do nich jeździć, prowadząc co tydzień seminaria wraz z uczestniczkami, zakończonego skondensowanego w bardzo krótkim czasie seminarium w Bugisi, dotyczy trzech bardzo podstawowych i ważnych obszarów życia, tj. umiejętności życiowych, zdrowia i przedsiębiorczości (innym razem opowiem o tematach bardziej szczegółowo).

Mija już drugi tydzień od czasu rozpoczęcia mojej pracy misyjnej. Każdy dzień jest przygodą i ciężką pracą. Mam poczucie, że codziennie potrzebuję więcej godzin, czasami myślę sobie, że gdyby dało się funkcjonować bez potrzeby spania, pewnie wykorzystałabym każdą chwilę ale i tak byłoby ich mało. Jest inaczej. Uczę się więc jak najlepiej wykorzystywać momenty, które są mi dane. Ciesząc się wciąż dobrym zdrowiem i siłami, które po pierwsze, płyną z modlitwy a po drugie z radości spotkania z dziewczynami, z którymi pracuję. Ale o tym opowiem już innym razem…  

Seminarium w Bugisi

Popołudniami dziewczyny integrowały się podczas gier sportowych. Byłam pod wrażeniem ich umiejętności  dynamicznej gry w piłkę w spódnicach. 

By móc dać im jeszcze więcej, nauczyłam się szydełkować.

Dziewczyny uczą się szydełkować

Najmłodsza uczestniczka seminarium

Lulu - projekt, który rozpoczęłam realizować w okolicznych wioskach. 

W wiosce Mwanono musiałam utworzyć dwie grupy, ponieważ powstała grupa 37 dziewczyn, które chcą uczestniczyć w projekcie. Dzięki uprzejmości dyrektora, możemy prowadzić seminaria w szkole średniej.


W Mwankumbo seminaria odbywają się na świeżym powietrzu, w pięknej okolicy. 


Jedno spotkanie odbyło się również w domu jednej z uczestniczek.

W oczekiwaniu na uczestniczki mam czas na zabawę z dziećmi.

Zawierając nowe znajomości po prostu zaczynam od uśmiechu.

Piękno stworzenia sprawia dostarcza mi powodów do zachwytu każdego dnia.

Komentarze

  1. Paulinko brak mi słów, jestem z Ciebie DUMNA. Niech Ci Pan błogosławi +

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okołbożonarodzeniowe refleksje

Patronką, istniejącej od niespełna 60 lat, parafii w Bugisi, w której posługuję jako misjonarka świecka SMA (Stowarzyszenie Misji Afrykańskich), jest Maria Mama wa Mungu (Maryja Matka Boga). W tym, bardzo młodym jeszcze, kościele tradycja Bożonarodzeniowa nie miała wielu spadkobierców, toteż jest wciąż słabo zakorzeniona i dopiero się kształtuje. Parafianami są głównie ludzie z plemienia Sukuma. Jednakże zanim opowiem o Uroczystości Narodzenia Pańskiego, warto wspomnieć o okolicznościach ją poprzedzających. W ostatnich dniach tereny misyjnej sawanny zaczynają pokrywać świeże, zielone źdźbła trawy, pola ryżowe napełniają się wodą, spierzchnięta gleba dopiero co została spulchniona motyką. Rozpoczęła się pora deszczowa! Ludzie wychwalą Boga za Jego błogosławieństwo. Po wymagającym okresie suszy: braku wody i z resztkami zbiorów w spiżarniach, wszystko zaczyna się rodzić na nowo. Ale wciąż jest to bardzo trudny czas dla Sukumów. Od wczesnych porannych godzin ciężko pracują w polu. Nie...

„Napełniając jej serce...”

My, Ania i Paulina, chciałybyśmy opowiedzieć Wam historie kobiet Sukuma, wśród których żyjemy. Pierwsze spostrzeżenia, oczywiście subiektywne, które mamy o Sukumkach dotyczą ich sposobu funkcjonowania w społeczeństwie: gościnność, pomocniczość, oddanie rodzinie, uderzająca pokora i szacunek dla autorytetu. Codziennie jesteśmy świadkami ich cichej obecności, która w ma w sobie siłę dla lokalnej wspólnoty, jaką ma fundament dla budowli. To one zdobywają pożywienie , pracują na roli, są więc żywicielkami rodziny, wychowują dzieci. Często nie mają wsparcia, ze strony mężów, którzy bywają w domu u jednej, drugiej... kolejnej żony, by po kilku tygodniach, miesiącach jadą do innej. W Tanzanii poligamia jest akceptowalna przez społeczeństwo i prawo. Zawsze można liczyć na ich pomoc. Jeśli nie mogą osobiście rozwiązać czyjegoś problemu, znajdą kogoś, kto to potrafi. Mimo że nie otrzymały gruntownego wykształcenia (większość nigdy nie uczęszczała do szkoły lub nie mogła jej ukończyć), ...

Stary Rok, Święta, Nowy Rok

Grudniowe słońce w Tanzanii Od dłuższego czasu myślę o tym, że dawno nie opublikowałam nowego wpisu na blogu. Nie dlatego, że nie mam o czym pisać, bo zdumienia i powody do wdzięczności, którymi chciałabym się podzielić, pojawiają się każdego dnia. I tak bardzo je wypełniają, że niepostrzeżenie minął już ponad miesiąc od ostatniego tekstu. Gdy spoglądam jeszcze dalej wstecz oczom mojej wyobraźni ukazuje się niezwykły rok. Ku mojemu zaskoczeniu dokładnie pamiętam wydarzenia miesiąc po miesiącu. Ostateczny bilans wypadł pozytywnie – jestem szczęśliwa, chociaż nie zabrakło trudnych doświadczeń i negatywnych emocji.    W styczniu zmarła moja ukochana babcia. Miałam szczęście, że mogłam towarzyszyć jej do samego końca, przeżywając jednocześnie rekolekcje życia. Podczas gdy sprawując nad nią fizyczną i duchową opiekę, zdałam sobie sprawę, że w godzinie śmierci jedyne czego potrzebujemy to różaniec i Pismo Święte. Żadne materialne rzeczy nie dają takiego p...