Przejdź do głównej zawartości

Jej wartość przewyższa perły.



Przebywając obecnie w domu regionalnym w Mwanzie z radością skorzystałam z pewnej możliwości. Mianowicie udałam się dzisiaj z wizytą do niezwykłego i bardzo serdecznego dla mnie miejsca, chociaż byłam tam po raz pierwszy. Odwiedziłam projekt Lulu, co w języku suahili oznacza „perła”. Jest on prowadzony przez świecką misjonarkę SMA - Corine, która od lat z pasją i zaangażowaniem wykonuje swoją misyjną pracę.

Myślę, że warto już na samym początku poświęcić nieco uwagi wspomnianej wyżej nazwie, by lepiej zrozumieć, co ona wyraża. Gdy tylko zatopimy się w głębinach internetu, znajdziemy mnóstwo legend i historii, próbujących opisać pochodzenie pereł. To tylko wyłuskuje i podkreśla ich wartość. Perły są jednymi z najwartościowszych kamieni szlachetnych. Są one bardzo kosztowne. Należy o nie dbać, by nie straciły blasku, by nadal pozostały drogocennymi perłami.

Projekt Lulu wyszukuje takie perły i dba o ich piękno. Tymi perłami są kobiety, które z powodu różnych okoliczności znalazły się w trudnej sytuacji. Niekiedy są one młodymi matkami, którym bardzo trudno jest kontynuować edukację lub które zostały wyrzucone ze szkoły. Te młode kobiety, nierzadko jeszcze dziewczyny, są biedne, nie mają środków do życia. Niestety taki „styl życia” często prowadzi w konsekwencji do patologii społecznych lub wykolejenia społecznego.
By temu zapobiec, zaprasza się je na cykl spotkań, które polegają na realizowaniu treści z trzech zakresów: umiejętności życiowych, utrzymywania pieniędzy/ tworzenia miejsc pracy i prowadzenia biznesu/ przewodniczenia i prowadzenia grupy oraz zdrowia i relacji.
Jednocześnie prowadzone są również warsztaty z szycia, rękodzieła. Dziewczyny uczą się m. in. wyszywać dekoracyjne girlandy i zwierzęta, ubranka dla dzieci, wypychane watą zabawki, kartki, saszetki na butelki i wiele innych cudowności, które potem są sprzedawane, w ramach wspierania i rozwijania projektu.

Jak już na początku wspomniałam, projekt jest mi bliski, ponieważ praca, którą będę wykonywać w wioskach dojazdowych na misji w Bugisi, będzie jego kontynuacją. Oczywiście wymaga on pewnych modyfikacji i dostosowania do panujących tam realiów. Będzie to wyzwanie, ponieważ z miasta, które ma ciągły dostęp do wody, w którym życie stawia inne wyzwania, zawita na pustyni, gdzie codzienność jest nieco inna. Oczywiście z zapałem i radością podejmę się tej próby a życie zweryfikuje w jakim stopniu uda się go zrealizować.

Praca misyjna hojnie obdarowuje w szczęście i satysfakcję, przysłaniając smutki i cienie. Potrzeba tylko odrobiny chęci i wysiłku by to zauważyć.



Projekt Lulu znajduje się w centrum chrześcijańskim, w którym w niedzielę parafianie gromadzą się na Eucharystii.
Na drugim planie można dostrzec ołtarz.

Pierwsze spotkanie z maszyną do szycia napędzaną siłą mięśni.
Trudne początki szybko ustąpiły miejsca przyjemności płynącej z szycia.

Popołudniowe zajęcia. prowadzone są przez absolwentkę kursu.
Dzisiejsze zagadnienie: "Czy warto oszczędzać?"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Napełniając jej serce...”

My, Ania i Paulina, chciałybyśmy opowiedzieć Wam historie kobiet Sukuma, wśród których żyjemy. Pierwsze spostrzeżenia, oczywiście subiektywne, które mamy o Sukumkach dotyczą ich sposobu funkcjonowania w społeczeństwie: gościnność, pomocniczość, oddanie rodzinie, uderzająca pokora i szacunek dla autorytetu. Codziennie jesteśmy świadkami ich cichej obecności, która w ma w sobie siłę dla lokalnej wspólnoty, jaką ma fundament dla budowli. To one zdobywają pożywienie , pracują na roli, są więc żywicielkami rodziny, wychowują dzieci. Często nie mają wsparcia, ze strony mężów, którzy bywają w domu u jednej, drugiej... kolejnej żony, by po kilku tygodniach, miesiącach jadą do innej. W Tanzanii poligamia jest akceptowalna przez społeczeństwo i prawo. Zawsze można liczyć na ich pomoc. Jeśli nie mogą osobiście rozwiązać czyjegoś problemu, znajdą kogoś, kto to potrafi. Mimo że nie otrzymały gruntownego wykształcenia (większość nigdy nie uczęszczała do szkoły lub nie mogła jej ukończyć),

Niezwykła zwykła codzienność

Od kilku tygodni uczę się suahili na misji w Ngudu. Okazało się, że nauka tego języka jest na tyle angażująca i męcząca, że pisanie bloga jak również wiele innych aktywności zwyczajnie przegrywają ze znużeniem i potrzebą snu. Postanowiłam jednak zmierzyć się z nieodpartym pragnieniem podzielenia się różnymi wydarzeniami z tego okresu. Postępy w nauce pojawiają się niespiesznie. Na każde pytanie jak mi idzie najlepszą i najtrafniejszą odpowiedzią jest powszechnie znane „polepole”, co oznacza powoli. Już w pierwszych dniach mogłam zaobserwować, że w tej kulturze to określenie jest niczym życiowa reguła, która determinuje sposób działania większości Tanzańczyków. Myślę, że nasze polskie przysłowie „śpiesz się powoli” nie miałoby tutaj zastosowania, należałoby je zastąpić „nie ma pośpiechu”. O ile wymowa w suahili jest niezwykle prosta i można opanować ją w imponująco krótkim czasie, o tyle gramatyka nieustannie usiłuje być powodem moich frustracji. Z każdego spotkania z nią staram się w
Zawsze żałowałam, że nie doczekałam się żadnej piosenki z moim imieniem,  gdy słyszałam te, które zawierają kobiece imiona. W końcu doczekałam się!  Musiałam przyjechać, aż do Tanzanii, żeby ją odkryć.  W utworze usłyszymy historię Pauliny, młodej dziewczyny ze wsi,  która poślubiła chłopskiego kawalera. Miłego słuchania!