Przejdź do głównej zawartości

30 ślubów - 1 wesele



W miniony weekend w parafii w Bugisi odbyło się jednocześnie 30 ślubów. To było niemałe przedsięwzięcie angażujące czas wielu ludzi zarówno na etapie przygotowań jak również w trakcie uroczystej ceremonii.

Gdyby każdy ślub miał odbyć się odrębnie w inną sobotę, zajęłoby to więcej niż 7 miesięcy, przy założeniu, że pracujący w parafii ksiądz nie miałby innych obowiązków wynikających z jego posługi.

W związku z zaistniałą sytuacją proboszcz zorganizował parom młodym oraz przybyłym parafianom wesele, a sam zyskał wiele czasu. Tym sposobem mamy upieczone dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Już kilka dni wcześniej parafianie zaczęli przygotowania. Dla przybyłych z bardziej oddalonych wiosek przewidziano miejsca noclegowe. Ale nie dlatego żeby odpoczęli po podróży. Gdyby ich nie było, pary musiałyby przybyć w sobotę rano, co gwarantowałoby ogromne spóźnienia. Tak więc w rzeczywistości Msza Święta rozpoczęła się tylko z godzinnym opóźnieniem, z racji tego że nie wszyscy przybyli na czas. Ilość par była imponująca. Gdy procesyjnie zmierzali w kierunku ołtarza, można było odczuć wzniosły nastrój.

Ceremonia przebiegała standardowo aż do momentu zaślubin. Potem każda para po kolei podchodziła do ołtarza. Jeden kapłan przed złożeniem przysięgi zakładał stułę na splecione ręce młodych, drugi przeprowadzał ich przez przysięgę. Ze względu na fakt, że było ich tak dużo, wszystkie pozostałe pary i przybyli goście w tym czasie siedzieli. Tylko ten moment trwał niespełna 2 godziny. Pomimo tego, że wydarzenie miało bardzo uroczysty charakter, zdarzało się, że cały kościół zaczynał się śmiać. Ludzi rozbawiały różne sytuacje. Jedną z nich był bardzo pobożny człowiek, który wkładając obrączkę na palec swojej wybranki, na słowa: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”, przerwał czynność, by wykonać znak krzyża.

Mówiąc o wybrance zastanawiam się ile z tych par faktycznie, podjęło decyzję o małżeństwie, kierując się uczuciem a ile z nich było aranżowanych. W tej kulturze bowiem nadal bardzo silnie działa system planowania małżeństw za namową rodziny.

Ostatnim etapem były formalności, które przeprowadzono w trakcie Eucharystii. Nowożeńcy zostali podzieleni na trzy grupy, każda z nich miała innych światków. Kolejne 1,5 godziny zajęło podpisywanie aktów małżeństwa. Nie każdy z nich potrafił pisać. W takiej sytuacji zamiast podpisu, nowożeńcy i ich świadkowie, jako potwierdzenie, odbijali tuszowy odcisk kciuka. Zaobserwowałam, że większość z nich stanowiły kobiety. Ta sytuacja powoli zaczyna się zmieniać. Obecnie coraz więcej kobiet kończy szkoły. Liczba pomiędzy kobietami a mężczyznami, którzy zdobyli jakieś wykształcenie, zaczyna się wyrównywać. Oczywiście nadal jest jeszcze dużo kobiet, które nie miały szansy na ukończenie edukacji.

Ile może trwać taka uroczystość? 5 godzin stania, ponieważ starałam się uwiecznić wszystko na zdjęciach. Jeszcze dwa dni później odczuwałam ból przy mięśniach kręgosłupa. 

Wszystko było dla mnie nowe i interesujące. Dużą uwagę przyciągały stroje. Kobiety ubrane były w tradycyjne białe suknie a także w inne wielobarwne ubrania, na głowach miały welony albo ozdoby, niektóre z nich trzymały również wiązanki ze sztucznych kwiatów. Mężczyźni natomiast w większości poubierani byli w garnitury, zazwyczaj za duże, kupione pewnie gdzieś w second hand, a do tego pantofle lub adidasy. Oczywiście byli też tacy, którzy reprezentowali standardy europejskie.

Kolejna cześć była już mniej formalna. Wszyscy udali się do specjalnie przygotowanego miejsca, by spożyć posiłek i napić się sody. Jako sodę określa się tutaj wszystkie napoje gazowane, które są nieodłącznym elementem wszystkich niecodziennych spotkań. Z tej okazji zabito krowę i pięć kurczaków. Był również tort i bezalkoholowy szampan dla nowożeńców.

Całość zakończyła się czasem wspólnie spędzonym na rozmowach i tańcach.

I nieoczekiwanie nad Bugisi zaszło słońce…



Przygotowania:







Rozpoczęcie uroczystości:








Bakhita - miejsce, w którym odbyło się wesele









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Okołbożonarodzeniowe refleksje

Patronką, istniejącej od niespełna 60 lat, parafii w Bugisi, w której posługuję jako misjonarka świecka SMA (Stowarzyszenie Misji Afrykańskich), jest Maria Mama wa Mungu (Maryja Matka Boga). W tym, bardzo młodym jeszcze, kościele tradycja Bożonarodzeniowa nie miała wielu spadkobierców, toteż jest wciąż słabo zakorzeniona i dopiero się kształtuje. Parafianami są głównie ludzie z plemienia Sukuma. Jednakże zanim opowiem o Uroczystości Narodzenia Pańskiego, warto wspomnieć o okolicznościach ją poprzedzających. W ostatnich dniach tereny misyjnej sawanny zaczynają pokrywać świeże, zielone źdźbła trawy, pola ryżowe napełniają się wodą, spierzchnięta gleba dopiero co została spulchniona motyką. Rozpoczęła się pora deszczowa! Ludzie wychwalą Boga za Jego błogosławieństwo. Po wymagającym okresie suszy: braku wody i z resztkami zbiorów w spiżarniach, wszystko zaczyna się rodzić na nowo. Ale wciąż jest to bardzo trudny czas dla Sukumów. Od wczesnych porannych godzin ciężko pracują w polu. Nie...

„Napełniając jej serce...”

My, Ania i Paulina, chciałybyśmy opowiedzieć Wam historie kobiet Sukuma, wśród których żyjemy. Pierwsze spostrzeżenia, oczywiście subiektywne, które mamy o Sukumkach dotyczą ich sposobu funkcjonowania w społeczeństwie: gościnność, pomocniczość, oddanie rodzinie, uderzająca pokora i szacunek dla autorytetu. Codziennie jesteśmy świadkami ich cichej obecności, która w ma w sobie siłę dla lokalnej wspólnoty, jaką ma fundament dla budowli. To one zdobywają pożywienie , pracują na roli, są więc żywicielkami rodziny, wychowują dzieci. Często nie mają wsparcia, ze strony mężów, którzy bywają w domu u jednej, drugiej... kolejnej żony, by po kilku tygodniach, miesiącach jadą do innej. W Tanzanii poligamia jest akceptowalna przez społeczeństwo i prawo. Zawsze można liczyć na ich pomoc. Jeśli nie mogą osobiście rozwiązać czyjegoś problemu, znajdą kogoś, kto to potrafi. Mimo że nie otrzymały gruntownego wykształcenia (większość nigdy nie uczęszczała do szkoły lub nie mogła jej ukończyć), ...

Stary Rok, Święta, Nowy Rok

Grudniowe słońce w Tanzanii Od dłuższego czasu myślę o tym, że dawno nie opublikowałam nowego wpisu na blogu. Nie dlatego, że nie mam o czym pisać, bo zdumienia i powody do wdzięczności, którymi chciałabym się podzielić, pojawiają się każdego dnia. I tak bardzo je wypełniają, że niepostrzeżenie minął już ponad miesiąc od ostatniego tekstu. Gdy spoglądam jeszcze dalej wstecz oczom mojej wyobraźni ukazuje się niezwykły rok. Ku mojemu zaskoczeniu dokładnie pamiętam wydarzenia miesiąc po miesiącu. Ostateczny bilans wypadł pozytywnie – jestem szczęśliwa, chociaż nie zabrakło trudnych doświadczeń i negatywnych emocji.    W styczniu zmarła moja ukochana babcia. Miałam szczęście, że mogłam towarzyszyć jej do samego końca, przeżywając jednocześnie rekolekcje życia. Podczas gdy sprawując nad nią fizyczną i duchową opiekę, zdałam sobie sprawę, że w godzinie śmierci jedyne czego potrzebujemy to różaniec i Pismo Święte. Żadne materialne rzeczy nie dają takiego p...